Edukacja medialna w Polsce pod lupą- wywiad z Grzegorzem Dominikiem Stunżą

Dziś na łamach naszego portalu prezentujemy wywiad z doktorem nauk społecznych w zakresie pedagogiki, adiunktem w Pracowni Edukacji Medialnej w Zakładzie Filozofii Wychowania i Studiów Kulturowych w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego i autorem blogu EdukatorMedialny.pl. Pan Grzegorz jest ekspertem z zakresu edukacji medialnej, dlatego też postanowiliśmy porozmawiać z nim na temat stanu edukacji medialnej w Polsce, medialabów oraz jego działalności w różnych projektach edukacyjnych.

Zapraszamy do lektury.

Renata Nowak: Co skłoniło Pana do podjęcia inicjatywy szerzenia edukacji medialnej w Polsce?

Grzegorz D. Stunża: Jestem pedagogiem mediów, aspirującym do bycia także pedagogiem kultury. Media fascynują mnie od czasów studenckich i już wtedy w ramach koła naukowego starałem się pogłębiać wiedzę na ich temat oraz edukacji i przemian kulturowych. Aktywność na polu edukacji medialnej to konsekwencja wcześniejszych działań i kwestia zainteresowań. Jako pedagog uważam, że jestem zobligowany nie tylko do badania rzeczywistości, ale i zastanawiania się nad możliwymi zmianami, proponowania i wdrażania rozwiązań skonstruowanych na bazie obserwacji.

Jak ocenia Pan świadomość medialną młodych Polaków? Komu najbardziej potrzebna jest edukacja medialna?

Edukacja medialna, rozumiana jako obszar związany z innymi dziedzinami oraz jako ich fundament – edukacji obywatelskiej, edukacji kulturalnej (niektórzy uważają, że edukacja medialna jest obszarem edukacji kulturalnej), a na dobrą sprawę element niezbędny w nowoczesnym kształceniu wszelkich obszarów wiedzy jest w Polsce traktowana często jeszcze jako zło konieczne. Podstawa programowa kształcenia ogólnego, chociaż mówi o konieczności edukacji w tym zakresie, to zrzuca odpowiedzialność za nią na wszystkich nauczycieli, a treści rozrzuca po wielu przedmiotach. Brakuje koordynacji działań w tym zakresie. Zatem w pierwszej kolejności edukacja medialna potrzebna jest nauczycielom, w drugiej uczniom, którzy w tej chwili skazani są na samodzielne poszukiwania oraz rodzicom, a właściwie wszystkim, którzy chcą aktywnie uczestniczyć w dzisiejszej kulturze.

Jak na nowe możliwości edukacyjne reagują nauczyciele i przedstawiciele różnych instytucji?

Nauczyciele w Polsce coraz częściej interesują się nowymi technologiami. Coraz więcej osób aktywnie wykorzystuje nowe media w swojej pracy, poszukuje nowych możliwości wsparcia edukacyjnego procesu. Przykładem może być grupa „Superbelfrzy”, której członkowie starają się wymieniać informacjami i doświadczeniami, ale takich grup, czasami nie nastawionych na promocję jest zapewne więcej. I będzie jeszcze więcej. Z nauczycielami korzystającymi z mediów jest chyba jak z graczami komputerowymi (a może graczami wideo) – grają ludzie w różnym wieku, młodzi, starzy, ale średnia wieku to trzydzieści i więcej lat i ciągle rośnie. Co do instytucji, można mówić o sporym poruszeniu w ostatnim czasie. Instytucje kultury i organizacje pozarządowe prowadzą aktywne działania promujące edukację medialną. Jako przykłady można podać Fundację Nowoczesna Polska, z którą współpracuję, Centrum Cyfrowe, gdzie odbywam staż, Fundację Orange i wiele innych organizacji. Sam mam przyjemność działać w ramach Medialabu Gdańsk, rozwijanego przy Instytucie Kultury Miejskiej w Gdańsku. Część naszych działań to warsztaty dla uczniów, nauczycieli, animatorów, staramy się również, korzystając z nowych metod, tworzyć materiały edukacyjne.

Skąd zainteresowanie medialabami? Kto bierze w nich udział? Jak reagują na takie inicjatywy Polacy?

Medialabami zainteresowałem się w 2010, kiedy wziąłem udział w pierwszym Obozie Kultury 2.0 – Medialab Chrzelice. Później współprowadziłem warsztat w ramach Medialabu Lublin. Wspólnie ze Sławomirem Czarneckim, który koordynuje Medialab Gdańsk, szukając nowych rozwiązań wystartowaliśmy jako Instytut Kultury Miejskiej w konkursie Akademii Orange i uzyskaliśmy grant na Edulab. Staramy się realizować dalsze projekty, myśląc o medialabie w dłuższej perspektywie, jako przestrzeni spotkania różnych ludzi, którzy myślą o zastosowaniach mediów m.in. na użytek lokalnych społeczności. Do tej pory nie spotkałem się z krytyką medialabowych poczynań. Traktujemy to jako eksperymentowanie, poszukiwanie, nie mówimy, że to, co robimy jest lepsze niż inne działania.

W połowie czerwca, w trakcie spotkania w Gdańsku rozmawiał Pan z młodymi ludźmi na temat możliwości stosowania blogów w edukacji. Do jakich wniosków doszliście? Kiedy w sieci pojawią się publikacje na ten temat?

Seminarium miało warsztatowy charakter, prowadził je ze mną Piotr Peszko i spotkaliśmy się w gronie dwudziesto-, trzydziestolatków. Wszystkie osoby osobiście zapraszałem, znając je z innych medialabowych działań, projektów badawczych, spotkań startupowych czy stażu w Centrum Cyfrowym. Udało nam się przygotować wizję dwóch publikacji – dla uczniów i nauczycieli i połączyć pomysł z konkretnymi treściami. Myślę, że jesienią materiały będą dostępne w internecie.

W jakim wydarzeniu z Pana udziałem będzie można uczestniczyć w najbliższym czasie?

Ostatnio brałem udział w konferencji „Inspiracje 2013 – jak uczynić polską szkołę jeszcze lepszą”. Uczestniczyłem wtedy w panelu poświęconym posługiwaniu się narzędziami cyfrowymi i komunikowaniu w sieci. Wakacje spędzam na pracy w dwóch projektach badawczych, ale we wrześniu pojawię się zapewne na zlocie medialabowym w Opolu, w ramach IV Obozu Kultury 2.0. Wezmę także udział w Zjeździe Pedagogicznym i prawdopodobnie Zjeździe Kulturoznawczym.

Czego można nauczyć się i dowiedzieć w trakcie prowadzonych przez Pana warsztatów? Jakie ciekawe rozwiązania warto wprowadzić Pana zdaniem w edukacji?

Pod koniec czerwca wspólnie z Agnieszką Bilską prowadziłem seminarium/warsztat na temat bezpieczeństwa w sieci. Niedawno na ten temat wspólnie z Anną Miler, w ramach gdańskiego Bibliocampu, pracowaliśmy z uczniami szkół podstawowych. Prowadzę także warsztaty na temat otwartości wiedzy, nauki i prawa autorskiego. Warsztaty traktuję jako okazję do uczenia się, wychodząc z założenia, że jednostronny przekaz jest nie tylko nudny, ale i nie pozwala na szersze spojrzenie na zagadnienie. Ostatnio interesuje mnie, w jaki sposób skutecznie realizować edukację medialną w szkole, bazując na aktualnej podstawie programowej i tworząc sieci współpracy pomiędzy szkołami, instytucjami kultury i organizacjami pozarządowymi.

Jakie były początki Edukatora Medialnego? Do kogo skierowane są treści na blogu?

Edukator wyrósł z chęci gromadzenia informacji o wydarzeniach, książkach, ciekawych miejscach w sieci i po nieudanej próbie stworzenia kolektywnego bloga, jest teraz miejscem, które nie do końca jest aktualizowanym serwisem, nie do końca blogiem. Staram się trafiać do badaczy, nauczycieli, aktywistów, ale i swoich studentek i studentów. Treści są różnorodne, nie celuję w jedną określoną grupę, wychodząc z założenia, że edukacja medialna to bardzo szerokie zagadnienie, dotyczące wielu obszarów i wielu grup ludzi.

Jest Pan osobą bardzo wszechstronną, bierze Pan udział w wielu różnych projektach edukacyjnych. Skąd bierze Pan motywację i pomysły do realizacji kolejnych projektów?

Jak wspominałem, jestem pedagogiem. A to taki dziwny zawód, który zobowiązuje do poszerzania ogólnej wiedzy na różnorodne tematy. Stąd moje nieco rozstrzelone zainteresowania, które o dziwo da się łączyć w ramach myślenia o edukacji medialnej. Motywacja to – górnolotnie – chęć zmieniania świata oraz ciekawość i radość z pracy z interesującymi ludźmi przy ciekawych tematach.

Jakie zmiany Pana zdaniem czekają system oświaty w ciągu kolejnej dekady?

Żyjemy w przełomowym czasie – korzystamy z najnowszych technologii komunikowania równolegle do starszych mediów. Wprowadzanie nowych rozwiązań do szkół, które uczniom znane są z domu, albo z których korzystają nawet na przerwach, jest zapewne nieuchronne. Pytanie, czy konstrukcja systemu edukacyjnego, oparta na hierarchicznych relacjach i jednostronnym modelu komunikowania przetrwa w zderzeniu z hipertekstową organizacją informacji, jaka obowiązuje w sieci. W czasie, kiedy do szkół wprowadza się tablice interaktywne, co dla mnie jest zmianą estetyczną niż faktycznym przełomem, rozwijają się pozaszkolne możliwości uczenia się w sieci, choćby w postaci różnorodnych dostępnych kursów i edukacja mobilna, bazująca na smartfonach, tabletach i innych przenośnych sprzętach. Marzy mi się, że doczekam czasów, kiedy szkolna tablica zostanie rozbita w drobny mak, jak ekran Wielkiego Brata w reklamie Apple z 1984. Tak jak możliwe było skorzystanie z komputerów bez inżynieryjnej wiedzy, dzięki wizualnemu interfejsowi, tak czeka nas przyszłość, w której będziemy uczyć się nawzajem i w której linearna edukacja prowadzona przez wszechwiedzącego nadzorcę-nauczyciela, okaże się nieefektywna i nieefektowna.

Popiera Pan ruch wolnej kultury. Z jakimi reakcjami spotyka się Pan w związku z tym? Czy Pana zdaniem jest szansa na rozszerzenie działalności w tym kierunku?

Jedyne reakcje to właściwie pewna etykietka – trochę anarchisty, trochę edupunka. Nie jestem bardzo aktywnym działaczem, więc nikt w wielkich mediach nie nazwał mnie jeszcze otwartystą, jak to miało miejsce w przypadku znanych postaci. Walka o wolną kulturę, to walka o kulturę, w której tworzenie nie jest przestępstwem, w której korzystanie z dorobku kulturowego uznaje się za kreatywne działanie, a nie za kradzież. Chciałbym, żeby każdy na świecie miał dostęp do edukacyjnych zasobów i mógł się swobodnie uczyć i jestem przekonany, że obszar wolnych/otwartych zasobów edukacyjnych będzie się poszerzał.

Jakie ma Pan plany na najbliższe kilka lat?

Dokończenie bieżących projektów badawczych. Realizacja kolejnych. Pomoc w rozwijaniu Medialabu Gdańsk, pisanie, jeśli tylko czas pozwoli, w Edukatorze Medialnym i przejście na kolejny naukowy poziom, czyli habilitacja. Poza tym rozwijanie muzycznych zainteresowań i spędzenie jak najwięcej czasu z powiększającą się rodziną.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Liliana Morawska